U Pana Boga za końcem świata / Islandzkie pejzaże dźwiękowe w NOSPR - NOSPR
U Pana Boga za końcem świata / Islandzkie pejzaże dźwiękowe w NOSPR
Idąc w ciemny szlak nieznany,
Od złych duchów opętany,
Z krain, kędy bóstwo Noc
Samowładną dzierży moc
I w gwieździstej lśniąc koronie,
Na swym czarnym siedzi tronie,
Świeżom wrócił w nasze światy...
Spoza Thule lodowatej –
Z sfer, co we mgłach się promienią,
Poza Czasem i Przestrzenią.
Opowieści o na poły mitycznym lądzie Thule – przez Edgara Allana Poego przywołanym w Krainie snu jako synonim onirycznych zaświatów – sięgają co najmniej IV wieku p.n.e. Greccy i rzymscy autorzy pisali o skutej lodem krainie na końcu świata, w której słońce niemal całkiem znika na wiele miesięcy. Większość współczesnych badaczy jest przekonana, że chodziło im o Islandię. Tę samą, która zajadała się całkiem niedawno Prince Polo i na którą można dziś z Polski dolecieć w cztery godziny.
Powszechna dziś fascynacja Islandią wynika chyba między innymi z paradoksalnego połączenia statusu pola tektonicznej bitwy kontynentów z urokiem prowincjonalnej osady, której mieszkańcom nie są nawet potrzebne nazwiska. Niewykluczone, że na tym samym zasadza się spektakularny sukces islandzkiej muzyki współczesnej. Z jednej strony przesyconej niezgłębioną tajemnicą, naznaczonej nieodpartą siłą odwiecznych sił natury, z drugiej zaś – niemal zawsze kameralnej, lirycznej, impresyjnej. Dla słuchacza to wyprawa w nieznane – niczym w przełomowych dziełach awangardy – i zarazem szansa na intymną kontemplację w cieple domowego kominka.
Ta dwuznaczność – obok geograficznej oraz politycznej bliskości Stanów Zjednoczonych – mogła zadecydować o hollywoodzkich sukcesach nieżyjącego już niestety Jóhanna Jóhannssona czy jednej z bohaterek katowickiego koncertu – Hildur Guðnadóttir. Rodzinny dramat w cieniu pierwszego kontaktu z obcą cywilizacją (Nowy początek), samotni bohaterowie w ciszy stawiający czoła nuklearnej katastrofie (Czernobyl), origin story zbrodniczej psychozy w kostiumie kina superbohaterskiego (Joker) – wszystkie te opowieści rozbrzmiewają muzyką islandzką, która po trosze stała się powszechnym językiem dźwiękowym początków XXI wieku. Wystarczająco odkrywczym i enigmatycznym, by intrygować miłośników dźwiękowych eksperymentów, ale na tyle płynnym i naturalnym, by dało się w nim snuć wciągające i przystępne opowieści, nie tylko na srebrnym ekranie.
Bo czy naprawdę tak wiele dzieli podróżujące po całym świecie partytury Anny Þorvaldsdóttir, drugiej bohaterki islandzkiego wieczoru w NOSPR, i ścieżki dźwiękowe rozwijającej skrzydła w Fabryce Snów Hildur Guðnadóttir? Wszak obie kompozytorki dorastały w dokładnie tym samym, surowym i tajemniczym – naturalnym oraz muzycznym – krajobrazie. I choć Lydia Tár (najsłynniejsza dziś, choć nieistniejąca maestra) otwarcie gardzi tymi pierwszymi, to jednocześnie żyje, a nawet komponuje w rytmie i tonacji wyznaczanej przez te drugie. Tak czy siak, potwierdza, że nowa muzyka ma dziś zapach, smak i kolor Islandii.
Michał Mendyk
Prosimy o zapoznanie się z informacjami dotyczącymi parkingów w Strefie Kultury – ważne informacje o parkingach
Wszystko, co musisz wiedzieć przed wizytą w NOSPR – wskazówki dla uczestników wydarzeń.